Miski i patery z drewna odzyskanego


Ostatnio mam wenę na naczynia. Odzyskałem trochę pni po sąsiadach. Szukanie, suszenie, cięcie, klejenie, toczenie, dobieranie i wymyślanie co by z tego było, zajmuje dużo czasu. Nie wiem kiedy przyjdzie pomysł i jak już jest to przychodzi pytanie jak to zrobić? Można powiedzieć, że prace trwają 24 godz na dobę. Niby se siedzę na początku i nic nie robię ale w głowie kocioł.
Nagle buch
Koła w ruch
Zaczynam!
Wszystkie przemyślenia idą na bok i totalny spontan. Może się okazać, że z patery wyjdzie stołek a ze stołka rzeźba pieska ;)
Takie momenty najważniejsze. Rzekł bym, że to materiał prowadzi mnie a ja narzędzie.
Trudno opisać ten stan bo to za razem wzniosłe i zwyczajna sprawa.
Jestem sobie po prostu i cieszę się po prostu tym wprost :)))
Np: Miska powyżej to pień brzozowy. Dostałem go od przyjaciół i przywiozłem z pod Warszawy. Leżał z rok w łazience. Tyle mi czasu zajęło co z niego zrobić. Zasiadłem do pracy. Początkowo nogi miały być kompletnie inne a spód zupełnie gładki. Jak widać się pozmieniało.
Do końca nie mam pewności czy to ostateczna forma. Sprawa wygląda tak, że do puki u mnie w domu stoi to w każdej chwili może się zamienić w coś innego...
Jedyne co mnie powstrzymuje to obawa, że spierniczę i pójdzie z dymem.




Dwie patery powyżej, zrobione z potrójnego pnia trześniowego i śliwki uschniętej w moim ogrodzie. Wszystko ścięte z konieczności bo zagrażało obejściu. 
piękne dla mnie jest w tym to, że nigdy nie będzie identycznych. 
Ostatnia micha, jeszcze prawie ciepła. Pień trześniowy dostałem od sąsiadów. Wiedzą, że waryjot grasuje po wsi i potem dłubie cośik z drewka. Śmieją się troszkę ze mnie ale potem przychodzą i słyszę że ładne bardz.
Żem to wszystko zrobił som ! :)





Komentarze

Prześlij komentarz